Wszystko zaczęło się od drobnego złego samopoczucia, które w krótkim czasie przerodziło się w niewyobrażalną tragedię. Jaxon Knowles, czteroletni chłopiec, zmarł na skutek meningokokowego zapalenia opon mózgowo-rdzeniowych. Początkowe objawy były łagodne – ból pod pachami i wysypka, którą jego matka błędnie zinterpretowała jako objaw ospy wietrznej. Szybko jednak stan Jaxona się pogorszył: pojawiły się wymioty, opuchlizna języka oraz trudności z oddychaniem.
Wszytko zaczęło się po powrocie z rodzinnych wakacji. Sammi Knowles, matka Jaxona, wspomina, że w nocy syn zaczął gorączkować Pojawiła się też wysypka. „Syn często łapał infekcje, dlatego początkowo nie sądziłam, że to może być coś poważnego. Podałam mu Calpol, który zazwyczaj szybko obniżał gorączkę” – powiedziała w rozmowie z Yorkshire Live. Niestety, lek nie pomógł, a w ciągu kilku godzin stan chłopca uległ dalszemu pogorszeniu.
Zaniepokojeni rodzice pojechali do szpitala. Kiedy przybyli na miejsce, stan dziecka był już krytyczny. Lekarze zdecydowali o wprowadzenie go w stan śpiączki farmakologicznej i jego transferze do szpitala pediatrycznego. „Powiedziano nam, że jego serce przestało bić, ale udało się je uratować” – relacjonuje matka. Niestety, szybko nadeszła tragiczna wiadomość: mały Jaxon zmarł.
Meningokokowe zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych to wyjątkowo groźna choroba, która rozwija się błyskawicznie i może prowadzić do śmierci w ciągu kilkunastu godzin. Bakterie meningokokowe atakują układ nerwowy, powodując silny ból głowy, sztywność karku, gorączkę oraz wymioty. W najcięższych przypadkach infekcja prowadzi do sepsy – uogólnionego zakażenia organizmu, które powoduje niewydolność narządów i może zakończyć się śmiercią. Szczególnie narażone są małe dzieci, młodzież i osoby z osłabioną odpornością. Kluczowe jest szybkie rozpoznanie objawów i natychmiastowe leczenie antybiotykami. Jedyną skuteczną ochroną jest szczepienie.